My, promieniści, którzy spalają się szybciej niż powinni!
My, promieniści, po których pozostają długie jasne smugi! My motyle, które tylko przez chwilę cieszą swym pięknem ten świat. My drewniane drzazgi, rzucani na podobieństwo kamieni na szaniec w odmęty współczesności.
Pojawiamy się jak komety ciągnąc za sobą pawie ogony.
Na wzgórzach rozkładamy swoje ramiona, bracia Chrystusa. Zamykamy oczy, a wiatr targa nasze godowe szaty.
Rankiem pojawiamy się jak jutrzenka, by wieczorem odejść w zapomnienie.
Mrużymy nasze oczy zdumieni beztroską tego zakrętu czasu. Mrużymy serca nasze – zbyt mocno kochają życie. Wybieramy tryb szybkiego spalania świadomie. Bo jakże nie zabłysnąć choć raz pięknie podczas tak wielu miraży i fatamorgan. Zatapiamy swoje życia w malutkiej cząstce własnego serca. Nie serca paragrafy moce dzisiaj mają.
Drobne i delikatne polne kwiaty przypominają mi o cudzie życia. Kładę się na wznak obok nich uważając, by ciężar mojego cienia nie naruszył delikatnej konstrukcji korzeni. Promienieje szczęściem i dobrocią. Spalamy się szybciej niż myślałem, tęskniąc za własnym wełnianym swetrem.
Za kubkiem imbirowej herbaty.
Przychodzi nam spalać się na oczach całej ludzkiej widowni. Uporczywie modliłem się, by inne ludzkie cienie nie przygniotły moich polnych kwiatów. Błogosławiły słońce.
A kiedy już znikać będą nasze długie i jasne smugi, pozostaniemy w zapachu kwiatów. Będziemy odbici w pamięci ich cieni. Bo przecież leżeliśmy obok nich chroniąc ich podziemne łącza.
Kiedyś nasze jasne i długie smugi będą modnymi szalami na wyschniętych szyjach uliczników. Nasze eteryczne ramiona będą im przypominały o życiodajnych sokach.
O dorodnych płodach zrodzonych z dobrej miłości.
Jedna poła płaszcza będzie przypominała nasze poranne wchodzenie w świat, druga światowe zapominanie o nas, kiedy słońce chyli się ku zachodowi. Zwykle jednak podamy Ci jeszcze dłoń ostatnim rozbłyskiem na ceracie błękitu nieba.
Pozostaną po nas miejsca kruche i lekkie.
Pudełka, broszki, kartki papieru, niedopite do końca kawy, obiady. Spalimy się szybciej niż myślimy, spopielimy nasze serca, życia. Wstawimy je później do urn. Nawet jeśli biły nam tylko jeden miesiąc.
I może kiedyś dłonie ministrów pokłonią się nad nami w modlitwie. Mówiąc po cichu…my również.